Tuesday, October 8, 2013

DZIEŃ 2

Dzień drugi rozpoczął się od cudownej niespodzianki...
Moja waga pokazała o 1 kg mniej! 
Wiem że to pewnie fałszywy wynik, że gdybym zjadła dzisiaj pełny obiad to pewnie waga zaraz wróciłaby na miejsce... ale i tak się cieszę :) Właśnie takie maleńkie zmiany motywują mnie do dalszej pracy :)

Ten mały kilogram zmotywował mnie do odmówienia, gdy mama przyniosła wszystkim batoniki. Taka głupota, ale jestem z siebie dumna! ^^

Jadłospis: 
10:00 - herbata zielona
11:00 - dwa ugotowane na twardo jajka i jedna kromka jasnego pieczywa 
13:00 - pół ugotowanego udka z kurczaka (bez skóry) + zielona herbata
15:00 - miska rosołu z makaronem (użyłam mniejszej miseczki, ale mam wrażenie że i tak wzięłam zbyt dużą - poczułam się po niej wręcz napchana)
17:00 - drugie pół udka + woda
19:00 - jedno ugotowane na twardo jajko i jedna kromka jasnego pieczywa + zielona herbata
22:00 - jabłko + woda

Dziś udało mi się wypić trochę więcej wody, jednak nie czułam głodu i mam wrażenie że zjadłam zbyt dużo. Hmmm... sama nie wiem. Na żywo porcje wydawały się dość male... ale ten brak burczenia w brzuchu jest dość niepokojący... Pocieszam się myślą, że normalnie zjadłabym minimum dwa razy więcej, zwłaszcza pieczywa.... 

Ponieważ przez większość dnia byłam bardzo zmotywowana, postanowiłam podjąć się 30-dniowego wyzwania. Od dziś przez najbliższy miesiąc wykonywać będę codziennie serię przysiadów :) Zaczęłam od 50ciu, w ostatnim dniu będę musiała wykonać ich aż 250... jak na razie liczba ta bardzo mnie przeraża, ale może z czasem będzie prościej... mam nadzieję. 



Ponieważ jestem strasznym estetykiem, a nigdzie nie potrafiłam znaleźć ładnej rozpiski ćwiczeń...
Zrobiłam ją sobie sama, z ślicznymi pośladkami do motywacji <3



DZIEŃ 1

.... jest ciężko.
Powinnam zacząć od tego ze z powodu nieprzespanej większej części nocy wstałam dość późno... na początek wypiłam szklankę zielonej herbaty... podobno pomaga ona w walce z cellulitem. Wmawiam to sobie cały czas w nadziei, że w końcu polubię jej gorzki smak.
Tak jak przypuszczałam brakuje mi herbaty z cukrem i cytryną. Herbata zielona w ogóle nie trafia w moje gusta, woda natomiast powoduje u mnie mdłości. jak dotąd jadałam potrawy tylko o wyrazistych smakach, takie same preferowałam napoje. Woda to dla mnie duża zmiana, mam nadzieję że kiedyś ja polubię.
Nie było dzisiaj żadnych ćwiczeń... planowałam, ale w połowie dnia dopadł mnie straszliwy głód i nie byłam w stanie myśleć o niczym poza jedzeniem.

Jadłospis dnia:

11:00 - herbata zielona
13:00 - naleśnik z dżemem wiśniowym i duży kubek wody (1,5 standardowej szklanki)
15:30 - duży kryzys emocjonalny... szalone poszukiwania tabletu graficznego zasponsorowane przez moją młodszą siostrę, tabletu nadal brak, ja z kolei złamałam się i zjadłam cieniutki kawałek ciasta (miękki biszkopt, masa z jabłek i bita śmietana na górze)
17:00 - naleśnik z dżemem i herbata zielona
19:00 - tu niestety zaserwowana przez mamę cebulka smażona na niewielkiej ilości oliwy z jajkiem i kromka chleba.
22:00 - pół naleśnika

Położyłam się spać po godzinie 2giej w nocy... mam nadzieję, że ten czas pozwolił mi na spalenie nadprogramowej przekąski....

Początki, czyli DZIEŃ 0

Powód dla którego zdecydowałam się na dietę jest prosty. Przytyłam... dużo i szczerze mówiąc nawet nie wiem kiedy. Przyzwyczaiłam się już do tego, że moja waga waha się pomiędzy 72 - MAX 80 kg. Przybierałam na wadze, po czym sama z siebie chudłam. Nie wiem dlaczego się tak działo, nie było to zależne od pór roku, moje odżywianie się też wiele się w tym czasie nie zmieniło... Nie mniej jednak dzięki tym regularnym spadkom wagi wyrobiłam w sobie przekonanie, że kilka dodatkowych kilogramów nie jest powodem do zmartwień...
Nic bardziej mylnego... 
Być może kilo nie miałoby znaczenia wcześniej, ale lata mijają a jak wiadomo z wiekiem metabolizm staje się wolniejszy.
W ciągu ostatnich dwóch lat przytyłam z 70 do 87 kilogramów. Jedynym moim pocieszeniem jest fakt że tłuszcz ładnie rozchodzi mi się po całym ciele, nie koncentrując się w obszarze brzucha. Niestety oznacza to tylko tyle że zbyt późno zauważyłam jak pulchniutka jestem wszędzie.. na nogach, udach, tyłku, brzuchu, nawet na plecach.
Nie mogę sobie pozwolić na dalszy wzrost wagi. Muszę w końcu wsiąść się za siebie...
Mam nadzieję że ten anonimowy blog bardziej zmotywuje mnie do pracy. 
Postaram się uczciwie pisać wam o tym co już zrobiłam, ew czego nie zrobiłam... liczę że w przypadku tego ostatniego znajdzie się kilka osób które skarcą mnie za nieprzestrzeganie własnych postanowień i zmotywują do dalszej pracy ;)

Motywacja 
Podobno motywacja w odchudzaniu jest bardzo ważna. Niestety nie mam jej zbyt silnej. Mam jednak kilka powodów dla których chcę schudnąć i mam nadzieję, że w tych najgorszych chwilach będą mnie one trzymać w twardym postanowieniu.

Dlaczego?
Wiadomo, że dla samej siebie, ale na to składa się więcej podpunktów: 
1. Dla ładnych sukienek. 
Uwielbiam sukienki. Wszystkie. Te kobiece i te dziewczęce. Te z koła do kolan, i te obcisłe przykrótkawe miniówki. Niestety w żadnych nie wyglądam dobrze. Mam grube nogi... zawsze miałam z nimi problem. Grube kostki sprawiały ze nigdy nie wyglądałam na szczupłą, a jednak gdy teraz patrzę na moje stare zdjęcia.... oddałabym wszystko by wrócić do tamtej figury. 
Na nogach będę się koncentrować najbardziej i to dzięki nim znów poczuje się dobrze w sukienkach.
2. Dla większego wyboru w sklepach.
Kocham sukienki, zazwyczaj te z popularnych sklepów typu new look, H&M, Terranowa, Cropp. Jednak przy obecnym rozmiarze rzadko kiedy trafiam na takie, w które się mieszczę, oczywiście dotyczy to również bluzeczek, spodni.... jednak najbardziej cierpię z powodu ...braku bielizny. Bielizna dla kobiet o moich kształtach jest albo nudna, albo bardzo droga! Większość moich koleżanek wybiera bieliznę w sieciówkach, ja nie potrafię tam znaleźć niczego dla siebie. Staniki za które moje koleżanki płacą do 40 zł mnie kosztują w granicach 120 - 300 zł.Nie jestem osobą, która może sobie pozwolić na taki wydatek, dlatego zazwyczaj kończę z tańszym, niedopasowanym stanikiem. Majtki... o takich seksownych mogę zapomnieć, nawet te drogie rzadko kiedy pojawiają się w moim rozmiarze, i to największe rozmiary bezlitośnie wbijają mi się w ciałko. Trzeba to zmienić. Trzeba zmienić rozmiar. 
3. Dla mojego wspaniałego chłopaka. 
Mam nadzieję że będzie on dla mnie bardzo dobrą motywacją. Od jakiegoś czasu jestem w związku z wspaniałym, młodszym ode mnie chłopakiem. Niewątpliwie zauważył on że w międzyczasie przytyło mi się o kilka dodatkowych kilogramów, jednak jak dotąd nigdy mi o tym nie wspomniał. Zawsze stawia mnie na pierwszym miejscu i zawsze traktuje jak tą najpiękniejszą, choć praktycznie nigdy nią nie jestem... wiem o tym i dlatego często wstydzę się gdy spotykamy się z  jego znajomymi. Co prawda wszyscy są mega sympatyczni, ale stojąc obok tych zgrabnych dziewczyn wstydzę się własnego wyglądu. Czuję się niekomfortowo, jestem skrepowana, na parkiet wychodzę dopiero gdy zbiorą się tłumy, a przecież i ja i mój chłopak uwielbiamy tańczyć.  
Zasługuję na to by bez wstydu bawić się wśród innych ładnych dziewczyn, on zasługuje na ładną dziewczynę. 
4. Dla wspólnych wypadów nad wodę. 
Nigdy... nigdy nie jeżdżę ze znajomymi nad wodę czy na basen, chociaż marzę o tym co wakacje. Kocham grać w piłkę w wodzie, jednak jak dotąd grałam w nią tylko w gronie koleżanek, lub członków rodziny. Chciałabym w końcu wybrać się na plażę z kilkoma innymi parami i bez skrępowania rozebrać się do stroju kąpielowego. 
5. Dla ładnych zdjęć.
Kocham robić zdjęcia. Uwielbiam. Zawsze obiektywnym okiem oceniam to co widzę na fotografii.. a niestety prawda jest taka, że trudno jest uchwycić piękno grubej osoby. Co za tym idzie...  rzadko kiedy znajdzie się zdjęcie na którym wyszłam ładnie. Uwielbiam zdjęcia wycieczki, wspomnienia, chcę na nich wyglądać dobrze.
6. Dla górskich szlaków. 
Pływanie i chodzenie po górach to ideał moich letnich wakacji. O tyle o ile w pływaniu nie przeszkadzają zbędne kilogramy, o tyle w chodzeniu po górach już tak. 
W te lato byłam w Zakopanym i jak się okazało nawet jeden z prostszych szlaków na Sarnia Skałkę był dla mnie nie lada wyzwaniem. W tą zimę planujemy rodzinny wypad nad Morskie Oko. Muszę być wtedy szczuplejsza i w lepszej formie - nie chcę iść na samym końcu, ale jeśli niczego nie zmienię tak właśnie może się stać >:
7. Dla zdrowia.
Dla zdrowia, choć powinno być najważniejsze to tak naprawdę znajduje się na końcu.... dlaczego? bo na razie nie czuje się najgorzej. Owszem, jestem trochę ociężała, ale przecież nadal mogę się ruszać.... nie chce jednak doprowadzić do stanu gdy okaże się, że jestem za gruba by wykonywać nieskomplikowane czynności. Nie chce pożerać tłustych posiłków a potem martwić się o swój cholesterol. Niemego do tego doprowadzić... a że staremu psu ciężko jest się nauczyć nowych sztuczek to trzeba go wytresować puki jeszcze jest w miarę młody ;)

Myślę, że to tyle... mam nadzieję już wkrótce lista ta zacznie się powiększać.. mam też nadzieje, że za jakiś czas pojawi się inna, mówiąca o moich mniejszych lub większych sukcesach:>

Na razie jednak muszę od czegoś zacząć... a początek nie będzie łatwy.

Niesprzyjające okoliczności
Niesprzyjających okoliczności jest kilka. Po pierwsze na chwilę obecną jestem bez pracy, a mój nadwyrężony przez długą chorobę budżet wynosi... 0 zł. Dokładnie 0 zł. Od czasu rozstania z byłym chłopakiem mieszkam z moimi niezamożnymi rodzicami, dzięki czemu jako taki posiłek mam zagwarantowany... ale oznacza to też, że nie mogę sobie pozwolić na typową dietę czy karnet na basen/siłownię. 
Dlatego też na początek mszę znaleźć pracę... nie będzie to łatwe bo chociaż mam już 27 lat to jednak nigdy nie poszłam na studia. Mam jednak nadzieję że szybko znajdę coś, co pozwoli mi chociaż na dołożenie się rodzicom do czynszu, zakup karnetu na siłownie i zagwarantowanie sobie zdrowych, niskokalorycznych posiłków. 
Zapewne wielu z was powie, że do ćwiczeń nie potrzeba karnetu na siłownie... Racja, ale jak już wspomniałam krucho u mnie z motywacją. Mając karnet o wartości 50 zł będę musiała przynajmniej dwa razy w tygodniu zaglądać na siłownię. Minimum dwa razy, żeby ten karnet się opłacał, nie lubię marnować pieniędzy :P
Po drugie moja połowa pokoju jest tak niewielka, że jedyne ćwiczenie jakie mogłabym tu wykonywać to przysiady z siadaniem na łóżku..... w sumie nie jest to taki głupi pomysł... może od tego zacznę :>
Niestety bieganie nie wchodzi w grę, nie tylko ze względu na kondycję, ale również na mój podatny na przeziębienia organizm. Niedawno wyszłam z choroby, nie chcę wpadać w kolejną.

Plany
Jak wspomniałam krucho u mnie z kondycją, a dodatkowo z powodu dodatkowych kilogramów czuję się nieco ociężała... Dlatego na wstępie postaram się zrzucić kilka kilo dzięki diecie. Jakiej, pytacie, skoro na większość mnie nie stać.... na szczęście znam jedną, skuteczną i bardzo tanią! Nazywa się ŻM i została już sprawdzona (z rewelacyjnymi rezultatami) przez mojego znajomego. Mogę więc potwierdzić, że sprawdza się w 100%. ŻRYJ MNIEJ to jej pełna nazwa ^^ 
Nie wiem czy uda mi się ja utrzymać, ale przynajmniej na początku postaram się. Skoro moja babcia może sobie raz w tygodniu robić głodówki dla zdrowia, to i ja przetrwam o miniaturowych posiłkach!
Do tej wspanialej diety dołączę jeszcze pozbycie się cukrów, soli, a także zwiększenie ilości spożywanej wody.
Wyrzeczenie się słodyczy nie będzie dla mnie większym wyzwaniem - słodkości i tak najczęściej jadam okazjonalnie, na urodzinach czy innych przyjęciach.... Najbardziej zaboli mnie brak cukru w mojej ukochanej herbatce z cytrynką..... Dzisiaj jednak wypiłam około 5 do 7 dużych kubków (1,5 standardowej szklanki), na każdy taki kubek używam 2,5 kopiatej łyżeczki cukru i zabójczej ilości cytryny. Co prawda cytryna wychodzi mi na zdrowie, niestety nie mogę tego samego powiedzieć o cukrze. 5 dużych kubków to 12,5 kopiatych łyżeczek cukru.... taka ilość cukru z powodzeniem zapełnia pół szklanki. Sprawdziłam. Nie mogę już więcej pozwolić sobie na taką ilość pustych kalorii... od jutra rozpoczynam dzień z zieloną herbatka i wodą niegazowaną... będzie ciężko >: